Majaczenia Stłoczeni ciepłym smrodem, chlebem rozmarzeni, który wam żołądki osowiałe wytarł, stękacie pełni szczęścia w klateczkach kamienic, uśpieni ciemnością jak muzyką gitar. Cuchnący w wargach macie oddech stężony. Śnią wam się bogi, dziewki młode, miliony. Czy wiecie, że cienie, nocą wyolbrzymione, zimno się ściskają na pierzynach ulic? Że chłód gra w pogaszonych literach neonów i płynie do nieba, by się doń przytulić? A wiatr głosi roznamiętnionym gwiazd piaskom, że błyśnie znów snem zróżowiony król brzasku. Lecz wy śpicie. Śpicie, choć życie z snem ulata. Więc może wam lepiej niż mnie, na ulicy krążyć cicho i chwytać odgłosy z zaświata, flirtując bluźnierczo z łysym łbem księżyca.